|
Katerina Zabinkowa
urodziła się w
Leningradzie, w rodzinie filologów.
Obecnie uczy angielskiego,
często na lekcjach towarzyszą jej zabawne obrazki. W latach 2004-2005
zaczęła rysować dla siebie, w roku 2006 znalazła swój własny styl,
bardziej dekoratywny. |
|
|
Oto
Katerina Zabinkowa,
sybillianistka z Sankt
Petersburga, jej obrazy i jej historia.
Drodze przyjaciele!
Oto Katerina Zabinkowa,
sybillianistka z Sankt Petersburgu jej obrazy i jej
historia.
To, jak zaczęłam malować, można
porównać z kawałem: „ Czy Pan gra na skrzypcach? - Nie wiem,
jeszcze jeszcze nie próbowałem”. Ja również nigdy nie próbowałam
rysować. W lecie 2005 wzięłam do rąk pisak siostrzeńca, a siostra
spojrzała na moje wytwory i powiedziała: „Kasiu, cos w tym jeść!
Narysuj jeszcze!” Więc pierwszego lata narysowałam 100 śmiesznych
obrazków. Przyjacielom spodobało się. Potem był rok szkolny i przez
dłuższy czas nie rysowałam, a w 2006 wymyśliłam swój własny styl:
kolorowe tło i kropeczki po całym tle, żeby ładniej było. A poza tym
postanowiłam rysować uśmiech, ponieważ dna dookoła nie brakuje. Moje
obrazki spodobały się nie tylko przyjacielem, lecz również kilku
profesjonalnym artystom. W maju 2005 miałam wystawę w galerii „Borej” w
Sankt Petersburgu”.
Wystawa trwała zaledwie 5 dni- tyle,
ile rozchwytywana petersburska galeria mogła udzielić dla debiutantki.
Lecz w ciągu tych pięciu dni w książce pamiątkowej pojawiło się
nie mało wiwatujących komentarzy: „cudownie – radośnie – oryginalnie
– miło - dzięki za radość - Bug cię kocha – niespodziewanie – z
talentem - - wszyscy potrzebujemy twej radości - powielasz moc radości –
zarażasz wszystkich radością i chęcią tworzenia – rzeczywiście naiwnie,
rzeczywiście super”. Przytoczę jeszcze jeden zapis:
„Super pozytywnie i darzy optymizmem każdego. Takie
właśnie dzieła ratują nasz nędzny, szary i sztywny świat. Nie utrąciła
Pani najcenniejszego, tego, co zawsze doceniamy i wspominamy, kiedy
dorośniemy – dzieciństwa”.
Opinie świadczą że mamy do czynienia
z prawdziwą sybillianistką.
Witamy cię, Kasiu! Wiwatujemy
ołówkami i pisakami, uderzamy pędzelkami po paletach i pobrzękujemy
bransoletkami! Mamy nadzieję że kiedyś zawiesimy nasze dzieła na jednej
ścianie, usiądziemy razem na widowni i powiemy sobie: „Niech żyje sztuka
radosna! Hura!” |