Poezja -
Maciej Zab³ocki 12.02.2008 27.06.2008 12.01.2009 06.04.2009 28.04.2009A |
porwa³y mnie
anio³y |
Gdyby tak
zamkn¹æ wszystko w kopercie |
spad³a kropla |
po¿arty
zosta³em |
|||
B | chcê
jeszcze raz |
kubek |
cisza |
C |
idealnie
u³o¿one kostki bruku |
okulary to
bardzo zwyk³y przedmiot |
Zapamiêta³em
tê melodiê |
D | tak
nagle zobaczyæ wiersz |
otoczony trzema zêbami mg³y |
Jak szklanka
rozbi³o siê powietrze |
E |
trudno
zapomnieæ |
Dziœ znowu
da³eœ siê zobaczyæ |
Zbyt wiele
masz w sobie treœci te
westchnienia |
F |
myœlê sobie |
ani nam ju¿
witaæ |
las |
G |
nic z nami |
Przyjacielowi
- epilog |
czy s³owa |
H |
spójrz przez okno |
dym |
|
I |
pamiêtam |
czysty sza³ |
³awka by³a tak
zimna |
J |
obejmuje mnie
|
perfidne
bywaj¹ |
czemu
usypiacie mnie |
K |
porwa³y mnie anio³y znowu jak wtedy z wysokiego okna z mojego wysokiego pokoju nad miedzianym niebem tym razem archanio³ Micha³ nada³ nowy ster i nowy szlak ku ksiê¿ycowi dusz ku nowemu Adamowi on ¿yje kocha jego imiê hebrajskie znaczy ojciec ¿yj¹cych a zatem i ojciec kochaj¹cych i kochanych inni anio³owie rozpoczêli tañczyæ wichury i œnie¿ycê tornada i burze porywaj¹ mnie ka¿dego dnia ale ludzie tego nie widz¹ nie czuj¹ bo maja biedne ma³e robaczki swoje wa¿niejsze przyziemne sprawy ja unoszê siê z ciep³em anio³ów z gromami i grzmotami Archanio³ dotkn¹³ mój jêzyk rozpalonym wêglem i rzek³ idŸ i mów idŸ i kochaj idŸ i wskazuj drogê i szukaj ka¿dego który siê zgubi³ choæ nie wiadomo czy dalej czeka w ogrodzie Eden czy w innej krainie idŸ do wielkich i ma³ych idŸ Anio³ przyszed³ i Ciê wzywa |
Joanna D'Arc czyli moje niedawne ¿ycie w skrócie po raz kolejny dramat Joanny D'Arc powraca scena I II III prolog i epilog Joanna s³yszy g³osy niew¹tpliwie to Anio³owie Joanna mówi Joanna walczy Joanna jest apologetom s³ów Boga a œwiat dawno je podepta³ epilog Joanna jest sponiewierana sprzedana przes³uchiwana bita jak Chrystus torturowana i kopana zamêczona psychicznie wmówili ¿e to neurasteniczka wiedziona jest juz na stos oszala³a ze strachu upada boi siê ka¿dy by siê ba³ bo czad dusi a ogieñ boli pomruki t³umów i cienie krzy¿y inkwizycji i oczy niebieskie oczy Joanny wpatrzone w inny juz czas przylecia³y po ni¹ Anio³y gaœnie obraz tego Œwiata gaœnie wszystko ob³¹kany t³um ludzi nie widzi niczego Joanno wygra³aœ |
d³uga wstêga niezastyg³ej rzeki wy³aniaj¹ca siê spod nowych oparów trzcin i ksiê¿yca œpi¹ dysz¹ m¹c¹ dusze osza³amiaj istoty ludzkie jak ma³¿ zagubiony w polnym rowie podtopi³ mnie ksiê¿yc kr¹¿ê od wielu miesiêcy w kipieli wodnej widzê co by³o co jest i co bêdzie widzê wszystko fale kwiatów i paproci objawi³y mi przesz³oœæ i przysz³oœæ a ja oddycham woda rozmawiam tam w topieli z duchami wiele wiele wiele mi powiedzia³y mówili wró¿¹c œni¹c i tañcz¹c niczym nowa dziewka znad jeziora ko³o Nowogródka wyp³ynê³a jak elf jak lara rzymska pad³a przepowiednia jak najbli¿sza pe³nia ksiê¿ycowa siê przed wiosn¹ w nurty jeziora tam pójdziesz spokojnie gdzie bezkres w chwale i œpiewie duchów czystych |
L |
k³êbi¹ce siê chmury nad przyæmionymi wie¿ami na których le¿a zesch³e æmy te zbyt krótko zy7j¹ce anio³y nocy te resztki naszych serc one czeka³y oddycha³y wmówiono im ze nadzieja umiera ostatnia nie wiedzia³y kiedy nadejdzie ich Pascha ]czeka³y jak panny m¹dre i g³upie oliwa w lampach jednych zgas³a nasta³ mrok Oblubieniec przyszed³ i zabra³ ich zmarz³e cia³a w³aœnie JE zabra³ w otch³añ tego nieba zwanego domem dusz nad dachami niczym miast z obrazów Chagalla i rozb³ys³a ciemna otch³añ æmy odlecia³y do wiecznoœci |
bia³y dzwon jak pomrukuj¹ca sowa p³omykówka spoza granic ¿ycia wo³a wo³a pod zagajnikiem œwierków przysi¹dŸ siê do mnie przytul mg³a Ciê spowije w moje skrzyd³a zmartwychwsta³ego Anio³a umrzesz ze mn¹ i odrodzisz siê we mnie jak przed nieskoñczonoœci¹ wieków to bêdziesz ty ten sam i ja inny ale nadal ja bêdziemy my noc¹ owiani luna oœwietleni czasem odmienieni |
|
M |
zabra³ mnie wiatr skrzyde³ anio³ów znowu jak wtedy z wysokiego okna mojego zbyt wysokiego pokoju pod zbyt niskim miedzianym niebem dzisiaj jakiœ nieznany mi Archanio³ nada³ nowy ster i nowy szlak ku ksiê¿ycowi dusz ku nowemu stworzeniu ono ¿yje kocha ma kszta³ty i myœli imiê stworzenia znaczy Ojciec Wszystkich ¯yj¹cych zatem i kochaj¹cych i kochanych inni anio³owie rozpoczêli taniec w szaleñczych rozstêpach wichur œnie¿yc i burz niezmierzonych ale ludzie tego nie widz¹ nie czuj¹ nie s³ysz¹ s¹ wa¿niejsze sprawy tutaj liczenie wydawanie liczenie ja unoszê siê z ciep³em anio³ów z grzmotem dotykam ich jêzyków niczym rozpalonych wêgli i idê i kocham i szukam drogi ca³y czas ni¹ id¹c i kocham i szukam pierwszego który siê zgubi³ choæ nie wiadomo czy dalej czeka w Edenie b¹dŸ innej czêœci œwiata |
po raz kolejny dramat Joanny D'Arc powraca scena I scena II scena III prolog i epilog Joanna s³yszy g³osy niew¹tpliwie to anio³owie Joanna mówi Joanna walczy Joanna jest apologet¹ œwiat dawno to podepta³ œwiat wszystko co piêkne podepta³ Joanna jest podejrzana Joanna jest przes³uchiwana Joanna jest bita torturowana zmanipulowana tymi którzy znak Boga zamienili na oddech Lucyfera zmêczona ci¹gniêta na stos oszala³a ze strachu i ¿alu upada boi siê bo czad dusi a p³omieñ boli pomruki otumanionej t³uszczy g³odnej i brudnej t³uszcza zawsze jest g³odna i brudna i oczy Joanny jaœniejsze ju¿ ni¿ czas wpatrzona poza powietrze przylecieli po ni¹ gaœnie wszystko ob³¹kany mot³och nie widzi ani nie czuje niczego Joanno zwyciê¿y³aœ |
d³uga wstêga niezastyg³ej rzeki wype³zaj¹ca spod nowych oparów trzcin i poœwiaty gwiazd sycz¹ zipi¹ m¹c¹ duszê osza³amiaj¹ istnienie jak ma³¿ w polnym rowie zakleszczy³ mi serce ksiê¿yc kr¹¿ê od wieków w kipieli wodnej widzia³em co by³o co jest i co bêdzie widzia³em wszystko jale kwiecia i paproci ods³oni³y mi przesz³oœæ i przysz³oœæ a ja oddycham strumieniem wodnym rozmawia³em tam w topieli ze zmar³ymi wiele wiele wiele mi powiedzieli wró¿¹c œni¹c i tañcz¹c niczym lary i driady nowych wieków pad³a przepowiednia kiedy najbli¿sza pe³nia schowa siê przed przesileniem w czarno bia³y nurt tam pójdziesz spokojnie gdzie bezkres poza Bramê Isztar w œpiewie duchów czystych w bia³ej poœwiacie |
N |
k³êbi¹ce siê chmury nad przyæmionymi oczekiwaniem wie¿ami na których le¿¹ zasch³e æmy te zbyt krótko ¿yj¹ce anio³y nocy to resztki naszych serc one czeka³y oddycha³y s³ysza³y ¿e nadzieja ostatnia odchodzi nie wiedzia³y kiedy przyjdzie nowe œwiêto i czeka³y nasta³ mrok przylecia³y po nie motyle niebieskie i czerwone i pochwyci³y ich zmarz³e cia³a czarnego czarnego nieba usianego srebrnym sitowiem ka¿dej drogi ku innym œwiatom zwanego domem dusz nad dachami lasami zapêdzonego oddechem œwiata i rozb³ysnê³a ciep³a otch³añ powietrza æmy odlecia³y do wiecznoœci |
bia³y dzwon jak pomrukuj¹ca p³omykówka spoza granic ¿ycia wo³a wo³a pod zagajnikiem œwierków przysi¹dŸ siê do mnie przytul mg³a spowije ciê w moje skrzyd³a umrzesz ze mn¹ i odrodzisz siê we mnie jak przed wiekami to bêdziesz ty ten sam i ja inny ju¿ ale nadal ja bêdziemy ju¿ zawsze cisz¹ owiani noc¹ podœwietleni czasem odmienieni |
|
O |
ciemna i zimna noc |
nie |
szukam ciê |
ciemna i zimna noc pokryta ziemia cienkim plastrem szronu przypomina mi tamten zapach i smak nieodgadniony niedosiêgniony niedoœcigniony zapach imbiru i cynamonu smak wanilii i malin gêstych gor¹cych pe³nych miêsistych jak twoje usta jak oczy odbijaj¹ce westchnienia zawsze w tym czasie wraca do mnie stara Mojra snuje przy œwiecy swoj¹ baœñ wyp³ywa z jej ust mg³a zapomnienia zaduchu odbieraj¹cego myœl tylko cichy szmer sowy odgoni j¹ niczym upiorn¹ Lilith z moich przestrzeni leœnych wzgórz myœli obsianych neuronowymi zbo¿ami sowa ten boski wys³annik zawsze ³agodzi wspomnienie kieruje drog¹ jasn¹ i prost¹ odpêdza star¹ wiedŸmê na powrót do Tartaru tam nie idê |
nie nie zawsze nie zawsze musi byæ jak wtedy gdy góry zionê³y ksiê¿ycem tak bliskim ¿e niebo zas³oni³ co cia³a tañczy³y jak ob³¹kane pij¹c posoki leœne nie zawsze blisko znaczy naprawdê nie zawsze to co siê dzieje naprawdê jest tylko to co by³o i bêdzie chwila ledwie dr¿y sina i s³aba jak niemowlê zakrztusi siê i umrze i nikt nie zauwa¿y kosmicznego przecie¿ wydarzenia dramatu Apokalipsy ale musi byæ jak bêdzie co bowiem siê sta³o znowu siê stanie a co bêdzie bêdzie tym co ju¿ by³o góra bêdzie zion¹æ zewnêtrznie ta sama ale inna ksiê¿yc dziki kochanek nie ten sam a inny inny w nas spoza nas a my uœmiercaj¹c chwilê ko³owrót ¿ycia ci¹gniemy ci¹gniemy dopóki nie zatrzymamy ów kosmicznego dramatu |
szukam ciê ja nadal ciê szukam o ja nieszczêsny biedny i nagi stojê w bladej poœwiacie i patrzê patrzê z leœnego wzgórza na miasto zaspane zasypane zapomniane i szukam w tym zapomnieniu ciebie ka¿dej chwili spêdzonej pod kwitn¹cymi drzewami wiœni i jab³oni one te¿ odesz³y œpi¹ razem z twoim dotykiem razem z neonami domów i sklepów zastyg³ych w gêstym kremie szafirowej zas³ony myœlenia zastanawiam siê gnaj¹c z mroŸnymi podmuchami nowych czasów i patrz¹c na wszystko i wszystkich czy to ja jestem czy nie ma mnie a s¹ tylko poszukiwania moje westchnienia moje ¿ale moje nie skoro œwiat dotykam a on mnie skoro dr¿ê i ca³ujê to chyba jest ogieñ i woda i powietrze i ziemia wiêc jestem i szukam |
|
Las zawsze mnie rozumia³ zawsze wch³ania³ moj¹ krew kiedy œpiewa³ wichurami i spa³ zimami wo³a³ mnie wtedy k³ad³em siê na mech s³ucha³em starych sosen amfiteatru istnienia ducha œwiadomoœci las jest zapisem nieskoñczonoœci lasy zawsze by³y i zawsze bêd¹ schronieniem dla istot delikatnych cichych w lesie jest przestrzeñ ma³a widaæ przez ni¹ kawa³ek œwiata pob³yskuj¹ ulice domy nieba dusze szumi¹ smuk³e tuje w oddali a ja patrzê rozumiem œwiat tylko stamt¹d i tylko stamt¹d on rozumie mnie to brama czasu wielu tamtêdy sz³o pod sosnami dêbami bukami olchami ale tylko ja zatrzyma³em siê pomacha³em do œwiata a œwiat po prostu siê toczy poza lasem poza mn¹ poza sob¹ samym las zawsze mnie rozumia³ |
Niby ludzie pojawiaj¹ siê nagle zawsze w najmniej spotykanym miejscu w nieodgadnionych wymiarach czasu w niewyczuwalnych powiewach losu bywaj¹ widzialni lub trochê widzialni poprzez t³um poprzez mg³ê poprzez zmêczenie i têsknotê niby ludzie patrz¹ siê g³êboko w oczy podczas otwierania drzwi klatki schodowej lub wydawania pizzy ich nieistnienie tutaj kryj¹ cia³a zawsze piêkne rzeœkie œwie¿e krwiste a jednak cia³ami nie s¹ s¹ symbolami tego co myœlimy co chcemy co niespe³nione oczekiwane nienarodzone wyœnione niby ludzie s¹ w niby œwiecie bo nie ma nic bardziej nierealnego ni¿ to na co patrzymy i czego dotykamy niby ludzie nie s¹ anio³ami one od razu osza³amiaj¹ niby ludzie s¹ trochê nami jak my w ka¿dej chwili mo¿emy staæ siê niby dla ka¿dego w ka¿dym miejscu w ka¿dym czasie |
Najwiêkszemu z aktorów polskich … myœlê sobie ¿e tak trudno jest zatrzymaæ czas zatrzymaæ od zapomnienia od zamglenia od niechcenia a ja chcê zatrzymaæ czas nie zegary wszelakie i urz¹dzenia chcê zatrzymaæ czas chcê trwaæ niczym eon prawieczny z granatowymi skrzyd³ami i staæ na mojej ulubionej skarpie nad leœnym w¹wozem chcê zamkn¹æ w sobie tyle serc ile serc ode mnie uciek³o zabraæ je w bezkres lasu poza Styksem niech ciesz¹ siê tam pokojem a ich kraina niech zamieni siê w ogród Hesperyd ja poczekam tylko na jedno serce i duszê która mi uciek³a która w sali gdzie pe³no œwiec b³yszcza³o a widownia grzmia³a tylko patrzy³a te oczy to prazasada praocean transcendencja to wreszcie mój p³acz kiedy tamta dusza zniknê³a tak po prostu i od tej pory stojê niczym archanio³ na skarpie ale i archanio³y maj¹ wizjê moje czekania nie jest wieczne wieczna jest moja mi³oœæ wieczna jest moja dobroæ wieczna jest moja moc serca wieczne jest moje spe³nienie wszak czy nasze ¿ycie to nie sen uczyñmy z niego rzeczywistoœæ wtedy czas przestanie istnieæ tylko my i to co by³o od zawsze oczekiwane |
|
Najwiêkszej z dusz … myœlê sobie ¿e tak trudno jest zatrzymaæ czas zatrzymaæ od zapomnienia od zamglenia od niechcenia a ja chcê zatrzymaæ czas nie zegary wszelakie i urz¹dzenia chcê zatrzymaæ czas chcê trwaæ niczym eon prawieczny z granatowymi skrzyd³ami i staæ na mojej ulubionej skarpie nad leœnym w¹wozem chcê zamkn¹æ w sobie tyle serc ile serc ode mnie uciek³o zabraæ je w bezkres lasu poza Styksem niech ciesz¹ siê tam pokojem a ich kraina niech zamieni siê w ogród Hesperyd ja poczekam tylko na jedno serce i duszê która mi uciek³a która w sali gdzie pe³no œwiec b³yszcza³o a widownia grzmia³a tylko patrzy³a te oczy to przesada praocean transcendencja to wreszcie mój p³acz kiedy tamta dusza zniknê³a tak po prostu i od tej pory stojê niczym archanio³ na skarpie ale i archanio³y maj¹ wizjê moje czekania nie jest wieczne wieczna jest moja mi³oœæ wieczna jest moja dobroæ wieczna jest moja moc serca wieczne jest moje spe³nienie wszak czy nasze ¿ycie to nie sen uczyñmy z niego rzeczywistoœæ wtedy czas przestanie istnieæ tylko my i to co by³o od zawsze oczekiwane |