Ikony wg. Michała Boguckiego
|
Wielokrotnie zadajemy sobie pytanie czym ikony
różnią się od innych obrazów, a malarstwo ikonowe od zachodniego
malarstwa?
Historyk sztuki opisując obraz, zastanawia się nad
jego formą i treścią. Analizuje każdy z tych elementów oddzielnie i
dochodzi do wniosku, że o wartości dzieła decyduje forma. Ta sama scena
religijna, rodzajowa, pejzaż czy martwa natura może być dziełem
genialnym lub kiczem. Tylko talent i indywidualne zdolności artysty mogą
sprawić, że stanie się tym pierwszym. Tak więc forma w sztuce jest
ważniejsza od treści. Czy to samo możemy powiedzieć o ikonie, tak, ale
tylko do pewnych granic. Malarstwo ikonowe posługuje się formą
wypracowaną przez wiele stuleci dlatego ikonę rozpoznajemy na pierwszy
rzut oka. Choć ulegała ona licznym przemianom w istocie swej zawsze
pozostawała niezmienna. Ta niezmienność dotyczy jednocześnie formy i
treści, a właściwie ich nierozerwalnego związku. Pod pojęciem treści nie
rozumiemy tylko tematu przedstawienia, lecz cały dogmatyczny-teologiczny
ładunek pojęć wypracowany przez tradycję – zbiorowe doświadczenie
chrześcijan weryfikowane przez czas i nauczanie kościoła i przede
wszystkim ugruntowany w Piśmie Świętym.
Sama forma choćby najdoskonalsza jeśli nie niesie
głębszych treści – jest pusta. Przypomnijmy tutaj malarstwo palechowskie
czerpiące wzory XVII-wiecznej ikony. Finezyjna forma służąca tylko
dekoracji nie budzi głębszych emocji. |
|
Forma ikona bliska jest abstrakcji geometrycznej,
pełna równowaga napięć kolorystycznych, światła i cienia, linii i plamy
wyraża duchowy spokój, pierwotny ład stworzenia. Profesor Jerzy
Nowosielski nazywa to „realizmem rzeczywistości duchowej” w odróżnieniu
od „naiwnego realizmu rzeczywistości wzrokowej” właściwego malarstwu
realistycznemu. Ikony oglądamy oczami duszy, nawet nie zdając sobie z
tego sprawy. Teolog powie, że ikona jest przede wszystkim sakramentem –
tajemnicą Bożej obecności w człowieku, obecności boskiej rzeczywistości
ludzkiej.
Pierwszą ikoną była twarz Chrystusa – Bogoczłowieka.
Przez tajemnicę wcielenia twarz człowieka zjednoczyła się z Obliczem
Boga. Pierwszą materialną ikoną było odbicie tego Oblicza na chuście
Abgara – „Nie ludzką ręką uczyniony obraz”. Ta ikona ikon – Veraikon
czyli Obraz Prawdziwy jest podstawą i przyczyną tworzenia wszystkich
ikon. Oblicze Chrystusa – Boga odbija się i powiela w twarzach
Bogurodzicy i świętych jak światło w naszych oczach, i dzięki temu
możemy powiedzieć, że tak naprawdę istnieje Jedna Ikona przepisywana
przez wieki tak jak Ewangelia w kościele i dla kościoła – dla całego
zgromadzenia ochrzczonych. Stąd pochodzi pojęcie pisania, a właściwie
przepisywania ikon. Tak jak Pismo w wielu wydaniach i wielu językach,
ale zawsze to samo tak jak Liturgia, ofiara spełniana codziennie na
odpuszczenie grzechów świata.
Ikonograf nie podpisuje swoich prac, on tylko – na
tyle na ile go stać – udziela swej ręki, swych umiejętności Duchowi
Świętemu. Jest ważne żeby się modlił i pościł, żeby rozumiał to co robi
ale to też nie jest warunek. Tak jak św. Liturgia nie jest „dobra”
dlatego, że odprawia ją kapłan, którego cenimy. W sprawach Bożych
człowiek „nie ma nic do rzeczy”, człowiek jest tylko narzędziem i często
ten, którego chwalimy niewiele jest wart w oczach bożych, a ten, którym
pogardzamy znajduje w Nich uznanie.
|
|
PATRZĄC NA IKONY – szczególnie te
współczesne powinniśmy zwracać uwagę na wyraz ich twarzy. Oblicze w
ikonie powinno wyrażać ciszę, spokój, wejrzenie w wieczność. To jest dla
ikonografa najważniejsze wyzwanie.
Musimy wiedzieć, że ikona nie przedstawia,
w odróżnieniu od malarstwa zachodniego, wydarzenia, lecz jego sens, jego
znaczenie w tym co nazywamy Bożym Planem Zbawienia.
Porównując zachodnie i wschodnie
wyobrażenie ukrzyżowania tę różnicę możemy od razu rozpoznać. Na
pierwszy rzut oka niby wszystko tak samo: po środku ukrzyżowany, po obu
stronach wiszą łotrzy, pod krzyżem Matka Boża i Maria Magdalena oraz
święty Jan, z drugiej strony setnik i rzymscy żołnierze rzucają kości, w
tle mury Jerozolimy. Ale wspaniały Andrea Mantegny, który jako przykład
przywołujemy przedstawia zdarzenie, moment śmierci. Ciało Chrystusa
umęczone wisi na krzyżu, niewiasty i uczeń w pozach ekspresyjnych,
wyrażających ból i rozpacz, żołnierze dzielą między siebie szaty, setnik
gestykulując wygłasza zapisaną w Ewangelii kwestię. Jesteśmy świadkami
realistycznie odtworzonego wydarzenia w tamtej strasznej godzinie.
Widzimy mękę, rozpacz, reakcję ludzi i natury i zadajemy sobie pytanie:
Dlaczego nasz Pan tak cierpiał, dlaczego Bóg do tego dopuścił? Widzimy
ludzki aspekt męki, ale nie widzimy jej związku ze zmartwychwstaniem.
Ikona ukrzyżowania niesie inne treści. Na krzyżu wisi Bogoczłowiek,
który jak śpiewamy w Stichirze zmartwychwstania sam „z własnej woli
wstąpił na krzyż” i cierpiąc, został na tym krzyżu wywyższony. Każdy,
kto z tej ofiary korzysta „nie umrze lecz mieć będzie żywot wieczny”.
J . Zbawiciel otwartymi ramionami obejmuje „wszystkich i wszystko”
i dla wszystkich na krzyżu dokonuje zbawienia. Pierwszym zbawionym jest
dobry łotr, każdy, kto uzna swoje winy, choćby były najcięższe, jest
tego zbawienia godzien. Ta otwartość wyraża się również w tym, że
wszystko dzieje się poza miastem na zewnątrz murów o zamkniętych
bramach. „Kamień odrzucony przez budowniczych stał się kamieniem
węgielnym” Iz
Ciało Chrystusa nie jest już ciałem
umęczonego człowieka lecz obrazem Zmartwychwstałego, a Jego krew tryska
jako „krynica nieśmiertelności” (modlitwa w czasie Eucharystii). I tak
ikona ukrzyżowania jest zarazem ikoną zmartwychwstania. |
|
PATRZĄC NA IKONĘ Zmartwychwstania czyli
Zejścia do Otchłani, nie widzimy jak na zachodnim obrazie wydarzenia,
którego zresztą opisu nie ma w żadnej z czterech Ewangelii. Chrystus
ulatujący z grobu pośród uśpionych lub przerażonych strażników,
promieniujący nieziemskim światłem jak na obrazie Mathiasa Grunewalda
lub Annibale Caracci. Widzimy to, czego zobaczyć nie można – sens aktu
zbawczego, o którym śpiewany w credo każdej liturgii „wstąpił do
piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał”.
Chrystus w mandolii, otoczony ciemnym
światłem Taboru, schodzi do otchłani „śmiercią śmierć zwycięża i tym,
którzy są w grobach życie daruje” (troparion Paschy). Prarodziców Adama
i Ewę jako obraz całej ludzkości wyprowadza z grobu do życia. Moment
zmartwychwstania pozostaje tajemnicą, którą rozpoznajemy przez słowa
aniołów, całun i chusty, doświadczenie Marii Magdaleny, Emaus, wejście
przez drzwi zamknięte. Otchłań w którą stępuje Chrystus jest tą samą
czarną jaskinią z czaszką Adama pod krzyżem czy grotą Narodzenia. |
|
PATRZĄC NA IKONĘ Narodzenia Chrystusa te
różnice widzimy szczególnie ostro. Ikona pozbawiona jest sentymentalnej
nuty i radosnego zachwytu nad cudem narodzin. Bogurodzica spoczywa na
czerwonej opończy symbolizującej biologiczną rzeczywistość, krew,
fizyczność tego świata. Nowonarodzony leży w żłobie przypominającym
grób, w powijakach jak w całunie śmiertelnym. Wszystko dzieje się w
czarnej grocie otchłani na niegościnnej pustyni. Narodzenie wskazuje na
kenossis – wyniszczenie, którego efektem jest zbawienie świata. Nad
żłobem pochylają się zwierzęta – wół i osioł – symbolizujące pogan i
Naród Wybrany. „Wół pozna swego właściciela, osioł żłób swego pana, lecz
Izrael nic nie rozeznaje, mój lud niczego nie rozumie.” Iz 1, 3, lecz
sens ich obecności jest i taki, że Chrystus przychodzi do całego
stworzenia. Nad grotą aniołowie oddają Panu chwałę i głoszą Dobrą
Nowinę. Z jednej strony pasterze i trzody z drugiej Trzej Królowie.
Widzimy prostych ludzi, z którymi świat z wysokości wchodzi w
bezpośredni kontakt oraz mędrców oddanych wiedzy, którzy przebyli długą
drogę od tego, co względne do poznania tego, co prawdziwe.
Stary człowiek – kusiciel – symbol
nieoświeconego rozumu, budzi wątpliwości Józefa siedzącego poza grotą.
To obraz dramatu człowieczeństwa, które z trudem przyjmuje tajemnicę
wcielenia. Obok dwie kobiety – akuszerki – Salome i Maja, sprowadzone
przez Józefa jak głoszą apokryficzne ewangelie pseudo-Mateusza i
pseudo-Jakuba, kąpią Dzieciątko, wskazują na człowieczeństwo Jezusa.
Scena ta jednak jest odniesieniem do jego chrztu, który objawia bóstwo
Zbawiciela. Cała ta opowieść, tak jest różna od zachodnich przedstawień,
które mówią o pięknej Panience i szopce, gdzie na sianku złożony jest
pulchny chłopczyk. Mówią o wydarzeniu, którego konsekwencji nie można
się domyślać. Los, który czeka Dzieciątko, jego męczeńska śmierć, jest
przed widzami zakryty.
PATRZĄC NA IKONY męczenników widzimy
święte i świętych spoglądających na z Domu Ojca, nie widzimy już znaków
przebytych cierpień. Jedynym znakiem jest krzyż Chrystusa, który
trzymają w dłoni. Krzyż swego Pana, za którego oddali życie. To, w jaki
sposób zostali zamęczeni, nie ma już znaczenia. Są oczywiście też
przedstawienia zwane żywotem małe scenki wokół głównej postaci, ale
nawet tam sceny biczowania, ścięcia czy krzyżowania potraktowane są
oględnie. W Barcelonie w muzeum diecezjalnym znajduje się bogaty zbiór
gotyckich, renesansowych i barokowych obrazów poświęconych tematyce
męczeństwa.
W sposób szczegółowy przedstawione są na
nich wymyślne tortury: obdzieranie ze skóry, łamanie kości, wyrywanie
paznokci, gwałty, mordowanie dzieci i różne inne okropieństwa. Można
powiedzieć, że mamy tu do czynienia ze swego rodzaju krwawym komiksem.
|
|
PATRZĄC NA IKONY zadajemy sobie pytanie:
co tu jest ważne – czemu ikony jeszcze kilkadziesiąt lat temu traktowane
jak pobożne archeologia dzisiaj stają się istotnym elementem
doświadczenia kościoła. Nie tylko zresztą Wschodniego. Kościół Zachodni,
który wraz z całą zachodnią kulturą przeżył kryzys sztuki, śmierć
awangardy, komercjalizację i upadek estetycznych wartości oraz zwrot ku
różnym eklektyzmom nagle poczuł głód ikony. Jest to bardziej czy mniej
świadomy głód większej Bożej Obecności. Coraz trudniej tę obecność
rozpoznać w „protestanckiej” sterylności wnętrz kościelnych. Nowa
architektura sakralna nie ma w sobie (z nielicznymi wyjątkami) nic
sakralnego. Ikona mądrze wprowadzona w taką jałową przestrzeń pod
postacią polichromii, wirażu, obrazu czy wielkiego krzyża potrafić
przemienić owe nieszczęsne wnętrza i uczynić z nich znowu miejsca
święte. |
|
PATRZĄC NA IKONY musimy zadać sobie
najważniejsze pytanie: co powoduje, że ikona jest IKONĄ? Jakimi zasadami
i wskazówkami musi kierować się ikonograf, by nie popełnić błędów, które
jego pracę zdyskwalifikowałyby nie tyle w sensie plastycznym co
podstawowym – w świetle tego o czym dotychczas powiedzieliśmy. Musimy
postawić pytanie: co znaczy, że ikona jest kanoniczna? Czym jest kanon?
Czy jest to zespół przepisów dotyczących technologii materiałów,
technik malarskich. Czy kanon to wzorce – podlinniki, który ikonograf ma
obowiązek wiernie kopiować. Czy są to zasady właściwego stosowania
kolorów, form, linnii, perspektywy i inskrypcji. Czy wreszcie jest to
wierność na zasadzie jedności formy i treści, o której mówiliśmy na
początku. Ważne jest wszystko co zawierają pierwsze trzy pytania.
Niezbędna jest znajomość technologii od przygotowania podobrazia, farb i
spoiw, złocenia aż po końcowe nałożenie oliwy – werniksu. Tego uczymy w
trakcie warsztatów i w szkołach ikonograficznych, ale można sobie
wyobrazić, że przy pomocy całej tej wiedzy może powstać obraz
technologicznie doskonały, który w ogóle nie będzie ikoną.
Posiadanie i stosowanie podlinników jest
bardzo ważne szczególnie dla początkujących ikonografów, ale kopiowanie
czyli automatyczne powtarzanie ikon jest nieporozumieniem. Czy możemy
mówić, że współczesne wydanie Ewangelii jest kopią oryginału? Albo że
święta Liturgia jest kopią pierwszej odprawionej przez świętego Jana
Chryzostoma? |
|
W pracy ikonografa niezwykle ważne jest
świadome posługiwanie się formą – jej znajomość i zrozumienie. Trzeba
wiedzieć jaki jest sens odwróconej perspektywy, poszczególnych kolorów,
złotych linii na szatach, proporcji i układów kompozycyjnych. Tak
rozumiany kanon można przyrównać do słownika, który trzeba znać żeby móc
coś powiedzieć, ale sam słownik to jeszcze nie Mowa. Oglądając stare i
piękne ikony, często zaskakiwani jesteśmy przypadkami, gdzie te „kanony”
są łamane. Veraikon gdzie aureola Chrystusa jest zielono-czerwona,
polichromie Teofana Greka malowane ugrem, ochrą i umbrą, ikonami
Dionizego, gdzie większość kolorów nie pokrywa się z „kanonicznymi
zasadami”, a są to przecież dzieła najdoskonalsze.
Musimy zakończyć stwierdzeniem, że KANON
to wierność zasadzie jedności formy i treści. Wszystko o czym poprzednio
mówiliśmy jest ważne ale jeśli nie dąży do owej jedności, będzie jak
„miedź brzęcząca i cymbał brzmiący”. Będzie technologicznym
majstersztykiem, ideologicznym rygoryzmem, formalistycznym
perfekcjonizmem. Będzie być może obrazem poprawnym, ale nie stanie się
realną Obecnością Bożą w naszym świecie. Znajdzie uznanie u właścicieli
handlowych galerii, ale nie zapłonie Ogniem Ducha Świętego. Może
poruszyć estetów, ale nie poruszy serca do modlitwy.
Ikona to nie
kopiowanie mistrzów, to nie pobożna archeologia. Ikona to nie jest
zamknięta księga. Ikona to zjawisko żywe, choć dla twórcy zjawisko
bardzo trudne. Dzieła takich ikonografów jak o. Grzegorz Krug, o. Zenon,
Adam Stalony-Dobrzański, Jerzy Nowosielski i zapewne wielu innych mówią
o tym dobitnie. I choć są tacy, którzy wzbraniają się je przyjąć, są
duchowo i intelektualnie leniwi, zdolni podążać tylko śladem swoich
przyzwyczajeń – wierzę, że doczekamy się kolejnych ikonografów, do
których można odnieść słowa listu świętego Pawła do kościoła w Laodycei:
„obyście byli zimni albo gorący”. |
|