Rodzina życzy sobie... czyli jak
powstało przedstawienie
Babcia Franka
przyjechała, rower pod płot rzuciła i powiedziała, że te wariaty
jabłonkę ścieli a ona cała w
kwieciu była. Babcia Franka już nic nie widzi, wzrok od tego straciła. A mama tante
Luci miała piekarnię i była bardzo zajęta i Luci sama się wychowała. I
na podwórku w piaskownicy zaszła w ciążę. Miała 15 lat i nic nie
wiedziała. I nagle ma coraz większy brzuch i nie wie czemu. Ona się
tylko całowała w piaskownicy z kolegą, nie? No. I nagle mama mówi : du bist schwanger! No i miała 16 lat jak urodziła
ta tante. A ta jej córka miała 12 dzieci. A te dzieci mają już dzieci, i
te dzieci - dzieci. A ona ma teraz 102 lata. I na każde urodziny żegna
się z całą rodziną, a czuje się coraz lepiej. Chciałabym,
żebyście dowiedzieli się o nie teraz, dopóki jeszcze cokolwiek się
pamięta. Na osobiste spotkanie zrobiło się już za późno- obydwie
odeszły. W styczniu i w marcu. Tante Luci z Aue, koło Drezna i babcia
Franka z Dębna. Tante miała 103, babcia- 84 lata. Żadna z nich nie
wiedziała a ni o istnieniu drugiej, a ni o tym, że weszły do naszej
polsko-rusko-niemieckiej rodziny. Na zawsze- вместе-zusammen.
Rodzina założyła
się nam w sposób zupełnie literacki przy pracy nad spektaklem Bella Cura.
Z opowiadań o naszych babciach, o bohaterskich czynach naszych wujków, o
marzeniach naszych matek. Zrobiłyśmy archiwum rodzinne, w którym obok
zdjęć przystojnych oficerów Wojska Polskiego znalazły się zdjęcia
żołnierzy Wehrmachtu, obok uśmiechniętych Pań w mazowieckich strojach-
szesnastoletnie komsomołki po występach gimnastycznych na Placu
Czerwonym. Spektakl urósł nam
trochę wolniej, niż rośnie ciasto i trochę szybciej, niż dziecko. Miał
wszystko, co powinien mieć normalny spektakl- próby w teatrze, nagrania
podkładów muzycznych w studio, plakat, zdjęcia, prapremierę i premierę.
Występy gościnne w Polsce, Rosji i Niemczech, prasę i nominację. Nie
zupełnie normalnym było to, że ciągle się rozrastał. Dla występów
gościnnych w Moskwie rozbudowałyśmy niemiecką część historii rodziny,
którą podarowała nam Sybilla Golec. Gawęda Sybilli o
dziadku Frantzu i
tante Luci była przetłumaczona na niemiecki i nagrana w studio przez
Corę Szymochę, aktorkę z Berlina, mieszkającą obecnie w górach
Sudeckich. Moskiewski widz podziwiał zdjęcia sojuszników i wrogów z
Drugiej Wojny i odkrywał dla siebie bezbolesną już i nieskomplikowaną
naszą rodzinną prawdę: na zawsze- вместе-zusammen.
Potem się stało to,
co za zwyczaj robi się z przedstawieniami w teatrze- ostatnie
przedstawienie. Gdyby był to spektakl normalny, można było by ogłosić
publicznie fakt jego zgonu. Lecz rodzina, która jest liczna i absolutnie
realnie żywa, a też pozostaje częścią Bella Cury, nie życzy sobie końca
przedstawienia. Teraz, dopóki pamiętamy, mamy opisać życie babci Franki
i tante Luci i w jakiś sposób przedstawić Bella Cura gościom strony
Sybilliańskiej. |